czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 1

  Ten poranek ani trochę nie różnił się od innych. Hermione obudziły promienie słońca oraz stukanie w szybę sowy która przynosiła prenumeratę Proroka Codziennego. Dziewczyna z wielką niechęcią zwlekła się z ciepłego łóżka i wpuściła sowę do pokoju. Zapłaciła za Proroka i, uznając że już nie zaśnie poszła do łazienki przygotować się na nadchodzący dzień. Gdy wyszła z toalety już odświeżona i pełna energii spojrzała na kalendarz. 20 lipca. Ta data nie znaczyła dla niej nic niezwykłego. Jednak gdy spojrzała na kalendarz jeszcze raz naszła ją myśl że ta data jest dla niej wyjątkowo ważna. Szybko odpędziła ją od siebie i z uśmiechem zeszła do kuchni na śniadanie.
Gdy wkroczyła do pomieszczenia zauważyła od razu że atmosfera jest napięta.
Nie wiedziała co jest tego przyczyną powiedziała niepewnie:
-Dzień dobry.
-Witaj kochanie-odpowiedział jej tata a mama nagle zaczęła pociągać nosem.
Zapadła głucha cisza przerywana tylko szlochami pani Granger.
-Czy coś się stało mamo?-spytała Hermiona patrząc na nią z lękiem. Ostatnio zachowywała się tak na pogrzebie swojej matki z którą była bardzo mocno związana więc brązowowłosa wiedział że coś jest na rzeczy. Podeszła do matki i ostrożnie ją przytuliła, lecz przez to pani Granger zaczęła szlochać jeszcze głośniej i żałośniej. Hermiona wznowiła pytanie:
-Czy coś się stało ? Zrobiłam coś nie tak ?-spytała już mocno przestraszona.
-Nic nie zrobiłaś córeczko ale musimy bardzo poważnie porozmawiać- powiedział po chwili jej tata-ale to może być dla ciebie trudne.
I proszę nie miej do nas pretensji . Kochamy cię i zawsze kochaliśmy.
Hermione ogarniał coraz większy strach. Co może być aż straszną wiadomością?
-Ja też was kocham-odpowiedziała lekko się uśmiechając aby dodać tacie odwagi-a teraz możesz mi powiedzieć co się stało?
-Dobrze zrobię to ale mam prośbę, nie przerywaj mi gdy będę mówił. Nie jest mi łatwo o tym opowiadać.
Hermiona tylko kiwnęła głową na znak że się zgadza.
-A więc …
-Nie zaczyna się zdanie od ''a więc''-przypomniała Hermiona.
-Dobrze. 16 lat temu wzięliśmy z twoją mamą ślub. Byliśmy-tak jak teraz zresztą-bardzo ze sobą szczęśliwi. Od razu pomyśleliśmy o założeniu rodziny ale pół roku później twoja mama dowiedziała się że nie może zajść w ciąże. Byliśmy załamani ale postanowiliśmy się nie poddawać i wziąć jedno z dzieci z domu dziecka. Lecz w noc przed naszym przyjazdem do sierocińca nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyliśmy i na progu naszego domu znaleźliśmy ciebie z dwoma listami ukrytymi w kocyku. W jednym-zaadresowanym do nas-było twoje imię oraz prośba abyśmy dali ci drugi list w 17 rocznicę znalezienia cię pod naszym domem. Nie mamy pojęcia kim są twoi rodzice ani dlaczego zostawili cię pod naszymi drzwiami-zakończył pan Granger i spojrzał na ''córkę'' z lekkim przestrachem w oczach.
Hermiona dłuższą chwilę wchłaniała informacje które uzyskała przed chwilą. Pierwszym uczuciem jakie ją ogarnęło była ogromna wdzięczność. Przecież mogli jej nie przygarnąć tylko zostawić w sierocińcu. Poczuła wewnętrzne ciepło gdy spojrzała na tych dobrych ludzi. Potem jednak przyszła lekki żal że tak długo to przed nią ukrywali. W końcu wygląda na to że wychowała się w kłamstwie. Po jakichś trzech minutach odezwała się cicho:
-Czy mogę zobaczyć list?
Grangerowie odetchnęli z ulgą jakby spodziewali się w najlepszym przypadku krzyków i rzucania przedmiotami.
Pan Granger podszedł do komódki stojącej w salonie i wyjął z niej list z czerwoną pieczęcią. Hermiona drżącymi rękami wzięła list. Spojrzała na-jak się okazało-przybranych rodziców i powiedziała:
-Przepraszam ale to mój osobisty list i chciałabym mieć trochę prywatności-po czym wstała i poszła na górę do swojego pokoju.
W pokoju usiadła powoli na łóżku. Zdawała sobie sprawę że informację zawarte w tym liście zmienią całe jej dotychczasowe życie. O Godryku przecież nie na darmo była gryfonką. Nie może się bać zwykłego listu. Tak myśląc zaczęła otwierać list. To co tam przeczytała było najbardziej szokującą informacją jaką usłyszała (a z perspektywy dzisiejszego dnia było ich sporo). List brzmiał tak:

''Kochana Hermiono

Przykro nam że musisz się dowiadywać o nas tak późno. Wiedz że nie mieliśmy wyboru. Musieliśmy cię zostawić dla twojego bezpieczeństwa.
Proszę,nie miej nam tego za złe.
Chcieliśmy abyś dowiedziała się że jesteś prawowitą dziedziczką Slytherina a nie szlamą za którą się zapewne uważasz.
Byliśmy pewni że trawisz do Hogwartu a tam mógłby rozpoznać cię ktoś kto chciałby cię znów skrzywdzić.
Dlatego musieliśmy rzucić na ciebie zaklęcia zmieniające wygląd i charakter.
Te zaklęcia zostaną zdjęte a ty przeniesiona do naszej posiadłości gdy przeczytasz nasze podpisy.''


Zaraz po przeczytaniu listu zaczęło jej się kręcić w głowie. Po chwili stała przed dużą, mroczną willą. Usłyszała krzyk[i i wyczuła jak ktoś biegnie w jej stronę. Nie zdążyła zobaczyć kto to był. Ostatkiem sił jeszcze raz spojrzała na podpisy swoich rodziców.
                                          Tom Marvolo i Anabelle Jacquelin Riddle


3 komentarze:

  1. ja sie urodziłam 20 lipca. xD świetnie sie zaczyna, masz talent

    OdpowiedzUsuń
  2. ja sie urodziłam 20 lipca. xD świetnie sie zaczyna, masz talent

    OdpowiedzUsuń