Hermiona
obudziła się cała zlana potem.
Nie.
To był tylko sen. Ona nie może dać się zwariować. Miała tylko
sen o ciotce Spektrze która poprosiła ją aby dała szansę
Voldemortowi. Żeby go zrozumiała. Musi mieć jakieś problemy
psychiczne skoro śnią jej się takie rzeczy !
Och,
dobrze to nie była prawda.
Miała
przeczucie że ten sen był jak najbardziej ''prawdziwy''.
Ale
co z tym zrobić?
Czy
ona – Hermiona – ma postąpić tak jak nakazuję jej zdrowy
rozsądek czy …
Hemiona
spojrzała na swoje ręce. Zobaczyła że są one bardzo podobne do
rąk Spektry. Te same palce, nadgarstki. Jakby naprawdę była z nią
spokrewniona. Musiała przyznać że od razu poczuła do niej coś w
rodzaju sympatii.
Wstała
gwałtownie z łóżka. Już wiedziała jak postąpić.
*
Draco
Malfoy nie był zwykłym chłopcem. Ani jeśli chodzi o wygląd, ani
o charakter ani nawet o sytuację w jakiej został postawiony w
stosunkowo młodym wieku. Tak się bowiem składa, ze Draco Malfoy ma
obowiązek przystąpienia do Śmierciożerców.
W
woli jasności – sam nigdy nie zdobyłby się na taki ruch. Do
pewnego czasu swoim życiu pragnął tego najbardziej na świecie,
uważając to za największy przywilej jaki kiedykolwiek zdobędzie
(dzięki sumiennie wpajanym mu przez ojca -Lucjusza Malfoya –
poglądów). Teraz wszystko się zmieniło. Draco już nie był takim
samym chłopcem co wcześniej. Już nie był tak pewny siebie, gotowy
do obrony swoich racji. W jego głowie zaczęła się nawet powoli
zacierać hierarchia ważności, choć wciąż nie mógł się wyzbyć
pogardy dla pospolitych ludzi – mugoli oraz oczywiście szlam. Ale
Draco Malfoy miał teraz dużo ważniejsze rzeczy na głowię niż
zajmowanie się wyzywaniem szlam.
Kiedyś
znał kilka osób które oparły się mocy Voldemorta, mówiąc mu
wprost że nie chcą być śmierciożercami. Wiedzieli że wybierają
śmierć, każdy z nich był tego w pełni świadomy.
Te
osoby które znał nie miały nic do stracenia. Rodzina dawno umarła,
nikt ich nie kochał, nie okazywał wsparcia. Jedyną osobą która
miała powody by dalej żyć, a mimo to zrezygnowała z tego była
Spektra Riddle. Choć w jej przypadku sprawa była łatwiejsza
ponieważ Voldemort żywił wobec niej jakieś uczucia. Była jego
siostrą.
Pomijając
to znał Spektre od dziecka. Była jego ulubioną ''ciocią''.
Dogadywał się z nią tak samo dobrze albo i lepiej niż ze swoim
najlepszym kumplem, Blaisem Zabinim. Powierzał jej każdy sekret
jaki ciążył mu na duszy a ona mówiła mu o wszystkich swoich
problemach. Nie mieli przed sobą żadnych sekretów – jak to
prawdziwi przyjaciele.
Pamiętał
że gdy dowiedział się o jej śmierci był zszokowany. Podobno zabił
ją sam Voldemort w napadzie szału, dwa lata temu. Jedno było pewne
– zawsze broniła swoich ideałów więc gdy Voldemort próbował
ją zmusić do przyjęcia mrocznego znaku nie zgodziła się. Swoją
odwagę i poglądy przypłaciła życiem.
Draco
natomiast
po jej śmierci
wpadł w depresję. Był na skraju załamania ponieważ Voldemort –
zły na samego siebie za to co zrobił Spektrze – postanowił
powierzyć mu misję, która z punktu widzenia Dracona była nie do
wykonania. Miał zabić Dumbledora.
Na
szczęście starzec nie był ślepy i udało mu się przeżyć.
Dracon także nie ucierpiał bo całą winę zrzucono na Snape'a .
Gdy Draco zobaczył stan Severusa po odbytej karze stwierdził iż on
umarłby zanim tortury dobiegłyby
końca.
Teraz
miał wrócić do szkoły i być przygotowanym na ostateczną walkę
– oczywiście po stronie Voldemorta. Nie chciał tego przyznać
nawet przed samym sobą ale bał się tego. Jak cholera. Gdy pomyśli
że mógłby zabijać ludzi których jeszcze wczoraj widział
przechodzących korytarzem, śmiejących się … Ludzi którzy tak
naprawdę zaczynali swoje życie. Mieli już plany na przyszłość,
znajomych, może nawet pierwszą miłość.
Jeśli
pomyśli że ma zabić małe dzieci, które nie doświadczyły
jeszcze żadnego większego uczucia, nie poznały smaku życia …
Myśl że zabierze im przyszłość, wszystkie chwilę które mogliby
jeszcze przeżyć... To doprowadzało go do białej gorączki. Nie
przyswajał tej myśli i wiedział że dopóki tego nie zrobi, nie
przyjmie takiego rozwiązania.
Draco
z każdym dniem zatracał się coraz bardziej. Jego życie toczyło
się od spotkania Śmierciożrców, przez próby uniknięcia tortur
aż do butelki Ognistej Whiskey stojącej zawsze pod jego łóżkiem.
Innych bodźców nie przyjmował – nie miał takiej potrzeby. To co
robił … Tylko to było mu potrzebne do w miarę
normalnego funkcjonowania. Coraz częściej myślał o tym co by było
gdyby żyła Spektra … Pomogła by mu? Na pewno. Ona umiała
powstrzymać Voldemorta od jego chorych pomysłów. Miał by się
komu wyżalić, komuś kto go zrozumie, pocieszy, powie że nie jest
osamotniony. Ale jej nie było. Nie miał nikogo.
*
-Glizdogonie
- syknął cicho Voldemort. Wiedział ze nie ma sensu krzyczeć. I
tak
ten
śmieć usłyszy go bardzo dobrze.
-T-t-t-tak
panie? - jęknął cicho Glizdogon.
-Zwołaj
dziś wieczorem zebranie Śmierciożerców. Muszę
im kogoś przedstawić – powiedział Voldemort po czym zaśmiał
się tak przerażająco że Glizdogon nagle poderwał się z
siedzenia.
-Ciekawy
jestem co powiedzą gdy przedstawię im moją … córkę.
No i piąty rozdział ... Chyba mam za dużo czasu :D Miłego dni :)
Pozdrawiam
Bella