Ten
poranek ani trochę nie różnił się od innych. Hermione obudziły
promienie słońca oraz stukanie w szybę sowy która przynosiła
prenumeratę Proroka Codziennego. Dziewczyna z wielką niechęcią
zwlekła się z ciepłego łóżka i wpuściła sowę do pokoju.
Zapłaciła za Proroka i, uznając że już nie zaśnie poszła do
łazienki przygotować się na nadchodzący dzień. Gdy wyszła z
toalety już odświeżona i pełna energii spojrzała na kalendarz.
20 lipca. Ta data nie znaczyła dla niej nic niezwykłego. Jednak gdy
spojrzała na kalendarz jeszcze raz naszła ją myśl że ta data
jest dla niej wyjątkowo ważna. Szybko odpędziła ją od siebie i z
uśmiechem zeszła do kuchni na śniadanie.
Gdy
wkroczyła do pomieszczenia zauważyła od razu że atmosfera jest
napięta.
Nie
wiedziała co jest tego przyczyną powiedziała niepewnie:
-Dzień
dobry.
-Witaj
kochanie-odpowiedział jej tata a mama nagle zaczęła pociągać
nosem.
Zapadła
głucha cisza przerywana tylko szlochami pani Granger.
-Czy
coś się stało mamo?-spytała Hermiona patrząc na nią z lękiem.
Ostatnio zachowywała się tak na pogrzebie swojej matki z którą
była bardzo mocno związana więc brązowowłosa wiedział że coś
jest na rzeczy. Podeszła do matki i ostrożnie ją przytuliła, lecz
przez to pani Granger zaczęła szlochać jeszcze głośniej i
żałośniej. Hermiona wznowiła pytanie:
-Czy
coś się stało ? Zrobiłam coś nie tak ?-spytała już mocno
przestraszona.
-Nic
nie zrobiłaś córeczko ale musimy bardzo poważnie porozmawiać-
powiedział po chwili jej tata-ale to może być dla ciebie trudne.
I
proszę nie miej do nas pretensji . Kochamy cię i zawsze kochaliśmy.
Hermione
ogarniał coraz większy strach. Co może być aż straszną
wiadomością?
-Ja
też was kocham-odpowiedziała lekko się uśmiechając aby dodać
tacie odwagi-a teraz możesz mi powiedzieć co się stało?
-Dobrze
zrobię to ale mam prośbę, nie przerywaj mi gdy będę mówił. Nie
jest mi łatwo o tym opowiadać.
Hermiona
tylko kiwnęła głową na znak że się zgadza.
-A
więc …
-Nie
zaczyna się zdanie od ''a więc''-przypomniała Hermiona.
-Dobrze.
16 lat temu wzięliśmy z twoją mamą ślub. Byliśmy-tak jak teraz
zresztą-bardzo ze sobą szczęśliwi. Od razu pomyśleliśmy o
założeniu rodziny ale pół roku później twoja mama dowiedziała
się że nie może zajść w ciąże. Byliśmy załamani ale
postanowiliśmy się nie poddawać i wziąć jedno z dzieci z domu
dziecka. Lecz w noc przed naszym przyjazdem do sierocińca nagle
zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyliśmy i na progu naszego domu
znaleźliśmy ciebie z dwoma listami ukrytymi w kocyku. W
jednym-zaadresowanym do nas-było twoje imię oraz prośba abyśmy
dali ci drugi list w 17 rocznicę znalezienia cię pod naszym domem.
Nie mamy pojęcia kim są twoi rodzice ani dlaczego zostawili cię
pod naszymi drzwiami-zakończył pan Granger i spojrzał na ''córkę''
z lekkim przestrachem w oczach.
Hermiona
dłuższą chwilę wchłaniała informacje które uzyskała przed
chwilą. Pierwszym uczuciem jakie ją ogarnęło była ogromna
wdzięczność. Przecież mogli jej nie przygarnąć tylko zostawić
w sierocińcu. Poczuła wewnętrzne ciepło gdy spojrzała na tych
dobrych ludzi. Potem jednak przyszła lekki żal że tak długo to
przed nią ukrywali. W końcu wygląda na to że wychowała się w
kłamstwie. Po jakichś trzech minutach odezwała się cicho:
-Czy
mogę zobaczyć list?
Grangerowie
odetchnęli z ulgą jakby spodziewali się w najlepszym przypadku
krzyków i rzucania przedmiotami.
Pan
Granger podszedł do komódki stojącej w salonie i wyjął z niej
list z czerwoną pieczęcią. Hermiona drżącymi rękami wzięła
list. Spojrzała na-jak się okazało-przybranych rodziców i
powiedziała:
-Przepraszam
ale to mój osobisty list i chciałabym mieć trochę prywatności-po
czym wstała i poszła na górę do swojego pokoju.
W
pokoju usiadła powoli na łóżku. Zdawała sobie sprawę że
informację zawarte w tym liście zmienią całe jej dotychczasowe
życie. O Godryku przecież nie na darmo była gryfonką. Nie może
się bać zwykłego listu. Tak myśląc zaczęła otwierać list. To
co tam przeczytała było najbardziej szokującą informacją jaką
usłyszała (a z perspektywy dzisiejszego dnia było ich sporo). List
brzmiał tak:
''Kochana
Hermiono
Przykro
nam że musisz się dowiadywać o nas tak późno. Wiedz że nie
mieliśmy wyboru. Musieliśmy cię zostawić dla twojego
bezpieczeństwa.
Proszę,nie
miej nam tego za złe.
Chcieliśmy
abyś dowiedziała się że jesteś prawowitą dziedziczką
Slytherina a nie szlamą za którą się zapewne uważasz.
Byliśmy
pewni że trawisz do Hogwartu a tam mógłby rozpoznać cię ktoś
kto chciałby cię znów skrzywdzić.
Dlatego
musieliśmy rzucić na ciebie zaklęcia zmieniające wygląd i
charakter.
Te
zaklęcia zostaną zdjęte a ty przeniesiona do naszej posiadłości
gdy przeczytasz nasze podpisy.''
Zaraz
po przeczytaniu listu zaczęło jej się kręcić w głowie. Po
chwili stała przed dużą, mroczną willą. Usłyszała krzyk[i
i wyczuła jak ktoś biegnie w jej stronę. Nie zdążyła zobaczyć
kto to był. Ostatkiem sił jeszcze raz spojrzała na podpisy swoich rodziców.
Tom Marvolo i Anabelle Jacquelin Riddle
Tom Marvolo i Anabelle Jacquelin Riddle