Gdy Hermiona i Terry wchodzili do gabinetu, Dumbledore stał przy kominku i wpatrywał się w ogień. Odwrócił się jednak, gdy tylko przekroczyli próg, po czym uśmiechnął się do nich promiennie i rzekł :
- Witajcie! Cieszę się że was widzę. Usiądźcie proszę - wskazał im krzesła. Gryfonka i Krukon ruszyli w stronę krzeseł, a dyrektor usiadł za biurkiem.
- Na początek chciałem wam pogratulować pełnionej funkcji, uważam że oboje, w pełni na nią zasługujecie - popatrzył obojgu w oczy i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Jak pewnie wiecie, prefekci naczelni mają dodatkowe przywileje, ale także nadprogramowe obowiązki. Dużą zmianą, są patrole, które będziecie odbywać z prefektami innych domów, w tym przypadku panna Granger wraz z panem Malfoy'em, a pan Bott - z panną Abbot. Będziecie także organizować większe wydarzenia, oraz - o co proszę głównie pannę Granger - utrzymywać dobrą relacje pomiędzy domami. Co do przywilejów - tu Dumbledore uśmiechnął się lekko - macie prawo wychodzić do Hogsmeade dwa razy w miesiącu, bez reszty waszego rocznika. Pan Filch będzie was rozliczał przy każdym wyjściu, macie prawo zabrać najwyżej trzy osoby towarzyszące. Jak pewnie wiecie, możecie także odejmować lub dodawać punkty, oraz dawać szlabany. Oczywiście w sytuacjach, w których jest to konieczne - tu Dumbledore zawahał się, ale po chwili zaczął mówić dalej.
- Jak wiecie trwa właśnie otwarta wojna, z Lordem Voldemortem i jego poplecznikami. Nie chcę wywoływać niepotrzebnej paniki i ufam, że wy pójdziecie moim przykładem i będziecie dyskretnie kontrolować to co się dzieję w szkole. Zachowajcie w tym roku wyjątkową ostrożność, a jeśli zauważycie coś niepokojącego, nie zastanawiajcie się, tylko od razu przyjdźcie do mnie, lub któregoś z nauczycieli.
- Wybrałem was na prefektów, ponieważ uważam, iż jesteście bardzo inteligentnymi, młodymi ludźmi i zrozumiecie powagę sytuacji - dyrektor spojrzał na Terry'ego i Hermione - Hogwart jest pod ciągłą obserwacją, więc jest on w tej chwili najbezpieczniejszym miejscem dla wszystkich uczniów. Nie możemy pozwoli, aby to się zmieniło.
W gabinecie zapadła cisza, a Hermiona i Terry zaczynali sobie uświadamiać, jak ważna jest ich rola dla bezpieczeństwa wszystkich uczniów. Oboje byli odpowiedzialni i obiecali sobie w myślach, że będą się starać z całych sił chronić tych, którzy nie mogą obronić się sami.
Dumbledore przypatrywał się ich twarzom i poczuł zadowolenie. Wiedział ze podjął najlepszą z możliwych decyzji. Ta dwójka pomoże mu ocalić szkołę i wszystkich uczniów. Oczywiście pod warunkiem, iż wytrzymają takie psychiczne obciążenie.
- Myślę że to wszystko, co chciałem wam zakomunikować. Pan Bott może już wyjść, lecz prosiłbym pannę Granger o pozostanie na miejscu - Hermiona lekko zbladła. Odkąd dowiedziała się, kto jest jej ojcem, zastanawiała się, czy Zakon już o tym wie, jak zareagują. Najwyraźniej, Dumbledore wiedział. Ale ona także wiedziała coś o nim.
Terry wziął swoją torbę, pożegnał się uprzejmie z dyrektorem, uśmiechnął się do Gryfonki i wyszedł pospiesznym krokiem.
W gabinecie zapanowała głucha cisza. Hermiona zastanawiała się, czy profesor zacznie rozmowę, czy też może oczekuje od niej zwierzeń. Jednak z każdą sekundą jej opanowanie, zimna krew, to wszystko ustępowało miejsca złości i żalu do tego starca siedzącego za biurkiem i uważnie się w nią wpatrującego. Po kilku minutach żal, zaczął się zmieniać w rozgoryczenie. Hermiona, już tak naładowana wieloma emocjami, nie potrafiła ukrywać także tej, więc wyszeptała :
- Dlaczego?
Cisza była nieprzenikniona. Dumbledore wpatrywał się w nią ze zdumieniem.
- Słucham?
- Dlaczego pan to zrobił?
- Pani wybaczy, panno Granger, ale nie mam pojęcia o czym pani ...
- Czemu chciał pan zabić niewinne dziecko, nie wiedząc czy stanie się tym, czego się pan obawiał?
Dyrektora dosłownie zatkało. Nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
Gdy po kilku minutach odzyskał mowę, uznał że nie ma sensu bawić się w żadne gierki, więc zapytał wprost:
- Zanim ci odpowiem, chciałbym się dowiedzieć, skąd masz tę informację. Kto ci ją przekazał?
- Zdaję mi się że mam prawo, aby wiedzieć o rzeczach które dotyczą mojego istnienia - powiedziała już naprawdę rozgoryczona Hermiona.
Dyrektor nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Ta oto młoda, nad wyraz inteligenta Gryfonka, była tą której się obawiał najbardziej.
- Panno Granger ... Nie wiem, jak wyrazić swoje zdziwienie, wobec tego co przed chwilą usłyszałem. Wiedz tylko, że robiłem to co musiałem. Dla większego dobra.
Hermiona była wściekła. Człowiek który chciał ją zabić z zimną krwią, mówi jej, że zrobił to ''dla większego dobra''. Gryfonka wiedziała, że zawsze jest inne wyjście z sytuacji, a już na pewno nie trzeba się posuwać do zabijania niewinnych dzieci. Ale .. Czy on powiedział że jest zaskoczony? To znaczy że ...
-Czyli nie wezwał mnie pan do siebie, aby porozmawiać o moim pochodzeniu. Więc po co? - Gryfonka wpatrywała się intensywnie w swojego profesora.
Tym razem to Dumbledore pobladł. Po tym co usłyszał było mu jeszcze trudniej to powiedzieć, lecz wiedział że nie może ukrywać takich wiadomości.
- Panno Granger .. czy może Riddle ... Nie mam dla pani niestety dobrych informacji. Wczoraj otrzymaliśmy wiadomość od członków Zakonu Feniksa, którzy kontrolowali okolicę pani domu. Z przykrością muszę przekazać, iż państwo Granger znaleziono martwych na podłodze, w ich salonie. Nad ciałami znajdował się mroczny znak.
Cisza była tak nieprzenikniona, że rozmówcy mogli słyszeć krew, która szumiała im w uszach. Hermiona wstała powoli z fotela, ukłoniła się sztywno Dumbledore'owi, przeszła kilka kroków, i upadła na podłogę. Nie czuła już nic. Tylko ciemność.
Kiedy Hermiona obudziła się w Skrzydle Szpitalnym, pierwszą rzeczą jaką odczuła, był silny ból głowy. Podniosła rękę, aby rozmasować ośrodek bólu. Gdy go dotknęła i poczuła opatrunek, nagle przypomniała sobie wydarzenia poprzedniego wieczoru i nagle, cała zesztywniała. Czuła, że emocje, jakie nią targają, zaraz rozerwą jej ciało na malutkie części. Łzy napływały jej do oczu, z nadmiaru smutku który odczuwała. Jednocześnie chciała krzyczeć, tak głośno, aby usłyszał ją sam Tom Riddle, aby wiedział jak bardzo teraz cierpi i jak bardzo nienawidzi go za to, co zrobił. Szok jaki przeżyła ostatniego wieczoru, był nie do opisania. Przecież głównie z powodu rodziców, zgodziła się zostać na wakacje w tym miejscu, który podobna ma nazywać ''domem''. Chciała aby byli bezpieczni, chciała ich chronić. Kochała ich najbardziej na świecie, to oni sprawiali ze chciała żyć. Teraz zniknęli.
Poczucie bezsilności wzięło górę i Hermiona zaczęła cicho szlochać. Nagle usłyszała miękki głos, właśnie ten który tak bardzo chciała usłyszeć :
- Ciii, już dobrze ...
- Och, Harry ...
Powiedzcie mi co myślicie o rozdziale, to daje naprawdę duuuużo motywacji do dalszego działania :) Mam nadzieję że wam się podobało (fani Potter'a powinni być usatysfakcjonowani :D ).
Wybaczcie, jeśli rozdział wydał się wam za krótki, miałam go już tak dość, że musiałam zamieścić chociaż to :)
Enjoy !
Belle